Swego czasu chińscy producenci drugiej fali, tacy jak Doogee, spóźnili się na podział rynku smartfonów. I nie mają za plecami całej potęgi i zasobów koncernu BBK, który stoi za OPPO i Realme. W takich warunkach trzeba wykazać się smykałką i znaleźć własną drogę. Wygląda na to, że Doogee ją znalazł. W 2021 r. firma jest utrzymywana przez specjalistyczne, przeciwpancerne smartfony Titan i wyjątkowe ultrabudżetowe smartfony Doogee X z cenami rzędu 70-90 USD. Takie ceny są rzadkością nawet na standardy Xiaomi.


Podstawę serii tworzą proste i bezpretensjonalne urządzenia o skromnym wypełnieniu z konwencjonalnymi pojedynczymi i podwójnymi aparatami. Ważnym wyróżnikiem, których jest praktyczność. Zamiast tradycyjnego błyszczącego plastiku projektanci firmy wykorzystują niezbyt powszedni teksturowany materiał, dzięki któremu smartfon w ogóle nie wyślizguje się z dłoni i nie rysuje się tak szybko. A sama faktura często wygląda ciekawiej niż wszechobecne perłowe lub gradientowe ubarwienie.

Wszystkie wady Doogee X wynikają z polityki cenowej firmy. W celach oszczędnościowych wszystkie urządzenia są wyposażone w wyświetlacze IPS poziomu budżetowego z przeciętnym odwzorowaniem kolorów i niską rozdzielczością a la 1200×540 pikseli. W żadnym wypadku nie można ich nazwać aparatofonami - w 90% przypadków aparaty są albo pojedyncze, albo podwójne, a jakość pozostawia wiele do życzenia. Najlepiej nie publikować tego na Instagramie. Jednak dobre aparaty w smartfonach klasy podstawowej to nonsens u każdego producenta. Brakuje szybkich ładowarek, NFC, ochrony biometrycznej i nowoczesnych modułów komunikacyjnych, co automatycznie wznosi urządzenia Doogee X do kategorii „smartfony dla babć”.