Marshall Major III

Niech żyje Rock and roll!

Legendarna firma Marshall weszła na rynek słuchawek ponad 6 lat temu i od tego czasu trzykrotnie aktualizowała linię Major. I jak mówi się w co drugiej recenzji, to właśnie trzecia wersja słuchawek stała się kwintesencją charakterystycznego dla firmy stylu rock and rolla: prawie wszystkie elementy obszyto sztuczną skórą, na muszlach zamieszczono słynne logo, a spiralny przewód z błyszczącym metalowym złączem wydaje się właśnie wyciągnięty ze wzmacniacza gitarowego. Ta estetyka retro jest szczególnie dobrze zaakcentowana w brązowej skórze i zabarwieniu pałąka.

Poprawa błędów

Firma wyraźnie opracowała reklamacje i zwróciła uwagę na problematyczne obszary drugiej wersji Major, a wiec uczyniła konstrukcję słuchawek bardziej wytrzymałą. Składana konstrukcja umożliwia przenoszenie słuchawek w torbie, ale lepiej byłoby przeznaczyć do tego dodatkowy pokrowiec. Kabel, podobnie jak w poprzednich modelach, jest odpinany, więc jeśli coś się stanie, można go bez problemu wymienić. Nauszniki uniosły się nieco wyżej i jednocześnie zachowały swoją elastyczną miękkość. Na pierwszy rzut oka dopasowanie jest dość wygodne, ale wciąż szorstkawe, więc noszenie ich dłużej niż dwie godziny będzie problematyczne - trudno nie zauważyć ucisku na uszy.

Jaśniejszy i bardziej uniwersalny dźwięk

Z natury brzmienia Marshall Major III zachowały ogólny styl muzyczny swoich poprzedników, ale jednocześnie brzmią trochę ciekawiej i jaśniej. Mają dobrze zdefiniowany najniższy zakres subbasu, niskie częstotliwości są uwydatnione, ale nie odstają od widma. Środek płaski, bez szczytów. Wysokie częstotliwości są raczej podniesione, a nie zagłuszone, jak w poprzednich modelach, co nieco przekracza oczekiwania na typowo rockowe brzmienie. Dźwięk jako całość okazuje się lekki i uniwersalny, krępuje jedynie niewielki "garb" przy 3 kHz, przez co w niektórych utworach pojawiają się sybilanty i inne kłopoty z wysokimi częstotliwościami.